Przejdź do głównej zawartości

Nienowoczesna partia kropka Nowoczesna

28. sty, 2017

Obserwując dzieje najgorętszej pary polskiego parlamentu taka mi się nasunęła refleksja.
Na nic zda się zaklinanie rzeczywistości, zakłamywanie przekazu, w końcu i tak wszystko wyjdzie w praniu...

Partia najnowocześniejsza z nowoczesnych, ucieleśnienie awangardy i postępu ukazała się moim oczom niczym zatęchła wiocha z przełomu wieków i to bynajmniej nie tego ostatniego przełomu.
Kiedy Dominikowa córka - Jagna z mazowieckiej wsi Lipce zdradziła swojego męża, spotkała się z potępieniem całej wiejskiej społeczności. W końcu – gdy nie okazała skruchy i nie pokajała się publicznie, została z tejże społeczności wykluczona w poniżający sposób: zelżona, siłą wywleczona z chałupy i wywieziona na kupie gnoju poza opłotki.
Co to ma wspólnego z .Nowoczesną? No właśnie...
Bohaterka sylwestrowego skandalu Joanna Schmidt za - nazwijmy to - niefrasobliwość zapłaciła utaplaniem w błocie przez plotkarskie media, tysiącami prześmiewczych memów w internecie oraz utratą stanowiska wiceprzewodniczącej swojej partii.
Jak widać, różnice tkwią tylko w imponderabiliach, zasada udupiania "upadłej" kobiety pozostała ta sama. Dalej są już wyłącznie podobieństwa.
Męscy bohaterowie niewieścich porywów serca pozostali bezkarni. Nikt ich nie szykanował, nie wywiózł ze wsi, nie usunął z partyjnego stanowiska.
Co więcej: Antek Boryna nie stanął w obronie kobiety, która za jego przyczyną została straszliwie ukarana. Rysiek Petru nie walczył do upadłego o zachowanie stanowiska dla Joanny, sam się też nie podał do dymisji.
Najśmieszniejsze zaś jest, że ta sytuacja mocno uwiera taką konserwę jak ja, natomiast żadna feministka nie uznała za stosowne zabrać w tej sprawie głosu.    

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

500 PLUS CZYLI OPOZYCYJNY DANSE MACABRE

Zdarzyło się tak, że partia będąca przez 8 lat w permanentnej opozycji przed wyborami wpadła na genialny swej prostocie pomysł, że trzeba ludziom obiecać nie tylko przysłowiową ciepłą wodę w kranie, ale też jakieś konkretne rozwiązania, które społeczeństwu pozwolą w szerszym niż dotąd zakresie uczestniczyć w konsumpcji „rewelacyjnego” rozwoju gospodarczego, czego to społeczeństwo w swej  masie jakoś nie dawało rady zauważyć. Krótko mówiąc, owa partia opracowała projekt dosypania kasy tym, którym statystycznie powodziło się najgorzej, czyli rodzinom wielodzietnym. Daruję sobie omawianie szczegółów, bo te są wszystkim znane. Ku zaskoczeniu nie tylko wyjadaczy politycznych, ale też przypadkowego społeczeństwa,  nieprzyzwyczajonego do podobnych fanaberii, krótko po wygranych wyborach program został wdrożony, co równie prędko zostało zauważone. Pierwszym objawem było zniknięcie w lokalnych sklepikach tzw. „zeszytów”, co jakoś nikogo szczególnie nie obeszło. Niestety, wkrótce pr

WOLNOŚĆ ZNIEWOLONA

Na początek zastrzeżenie; choć tytuł nawiązuje do zbioru Miłoszowskich esejów o zniewolonym umyśle, nie mam ambicji doszukiwania się jakichkolwiek paraleli pomiędzy społeczeństwem skażonym komunizmem, a współczesnymi elitami neoliberalnymi. Co to to nie. Spróbuję tylko przedstawić jeden i na pewno nie najważniejszy wycinek myślenia naszych rodzimych „elit” w kontekście ich zapętlenia z kościołem, czy w ogóle - kwestiami wiary. Dlaczego „zapętlenia”? A jak inaczej można nazwać, excuse-moi, stosunek osób niewierzących lub wręcz wrogów kościoła do jego nauki?     Na pierwszy ogień weźmy bojowników o wolność i demokrację, łamiących prawo świadomie i z premedytacją - w obronie wolności do blokowania miesięcznic smoleńskich. Oni to właśnie najczęściej, poza odniesieniami strcicte prawnymi, odwołują się do ...religii. Tak, środowiska odżegnujące się od wiary i praktyk religijnych, z nich właśnie wywodzą argumenty mające uzasadnić ich działania. Argument pierwszy: modlić się możn

CO Z TYM REFERENDUM?

26. kwi, 2017 Autentyczne święto demokracji wbrew pozorom ma miejsce nie co 4 lata, gdy suweren udaje się do urn, bo wybory to tak po prawdzie akt demokracji mocno koncesjonowanej; kto zna naszą ordynację wyborczą, wie o co mi chodzi. Prawdziwe i niekwestionowane święto demokracji jest wtedy, gdy „naród” sam z siebie, nieprzymuszony kalendarzem wyborczym, zapragnie wyrazić swoją wolę w kwestiach dla siebie istotnych. Nie chodzi mi tu o głosowania będące w gruncie rzeczy plebiscytem ZA władzą i przez tę władzę organizowane - od referendum w 1946 roku poczynając, poprzez „nowe gospodarcze otwarcie” z 1987 r., konstytucyjne z 1997 r., aż po unijne z roku 2004. Przy czym dwa ostatnie miały tę cechę, że 99 % głosujących tak naprawdę nie miało pojęcia za lub przeciwko czemu głosują, gdyż projektów zarówno Konstytucji RP, jak też traktatu akcesyjnego suweren - zanim wyraził swoją wolę -  nie poznał, zdając się wyłącznie na opinię „autorytetów”. Pozostałe /niedoszłe do skutku/