Zdarzyło się tak, że partia będąca przez 8 lat w permanentnej opozycji przed wyborami wpadła na genialny swej prostocie pomysł, że trzeba ludziom obiecać nie tylko przysłowiową ciepłą wodę w kranie, ale też jakieś konkretne rozwiązania, które społeczeństwu pozwolą w szerszym niż dotąd zakresie uczestniczyć w konsumpcji „rewelacyjnego” rozwoju gospodarczego, czego to społeczeństwo w swej masie jakoś nie dawało rady zauważyć.
Krótko mówiąc, owa partia opracowała projekt dosypania kasy tym,
którym statystycznie powodziło się najgorzej, czyli rodzinom wielodzietnym.
Daruję sobie omawianie szczegółów, bo te są wszystkim znane.
Ku zaskoczeniu nie tylko wyjadaczy politycznych, ale też przypadkowego
społeczeństwa, nieprzyzwyczajonego do
podobnych fanaberii, krótko po wygranych wyborach program został wdrożony, co równie prędko zostało zauważone. Pierwszym objawem było zniknięcie w lokalnych sklepikach tzw. „zeszytów”, co
jakoś nikogo szczególnie nie obeszło. Niestety, wkrótce przyszły wakacje i po
całej Polsce - jak długa i szeroka - rozlało się tałatajstwo spędzające dotąd
wakacje u szwagra na wsi przy zwożeniu siana i koszeniu pszenżyta. Towarzystwo
wąsatych januszów i niewydepilowanych grażyn oraz ich rozwrzeszczanego
potomstwa stanowiło niewyczerpane źródło dyskomfortu dla rodzimych celebrytów,
czemu niejednokrotnie dawali wyraz na zaprzyjaźnionych łamach.
Niestety, nie mam dla nich dobrych wiadomości, bo biura podróży, hotele, przewoźnicy, w tym linie lotnicze, zwietrzyły świetny interes i do tych właśnie parweniuszy masowo kierują swoje oferty. Tak więc wkrótce wąsy straszyć będą na Malediwach i pod biegunem, nigdzie nie będzie przed nimi ucieczki.
To były złe wieści, a teraz będą fatalne. Przynajmniej dla totalnej opozycji...
Budżet się nie zawalił i nic nie wskazuje na to, aby miało to nastąpić. Przynajmniej nie wskutek programu 500+. Dzieci rodzi się więcej. Sondaże (te prawdziwe, zlecane w tajemnicy przez partie polityczne za ogromne pieniądze i nieudostępniane szerokiej publiczności) pokazują, że ludzie bardzo mocno przywiązali się do przytulania pięciu stówek co miesiąc; co więcej – niektórzy uznali, że ich marzenia o posiadaniu więcej niż jednego dziecka wreszcie mogą się urzeczywistnić bez popadnięcia w skrajną nędzę.
Niestety, nie mam dla nich dobrych wiadomości, bo biura podróży, hotele, przewoźnicy, w tym linie lotnicze, zwietrzyły świetny interes i do tych właśnie parweniuszy masowo kierują swoje oferty. Tak więc wkrótce wąsy straszyć będą na Malediwach i pod biegunem, nigdzie nie będzie przed nimi ucieczki.
To były złe wieści, a teraz będą fatalne. Przynajmniej dla totalnej opozycji...
Budżet się nie zawalił i nic nie wskazuje na to, aby miało to nastąpić. Przynajmniej nie wskutek programu 500+. Dzieci rodzi się więcej. Sondaże (te prawdziwe, zlecane w tajemnicy przez partie polityczne za ogromne pieniądze i nieudostępniane szerokiej publiczności) pokazują, że ludzie bardzo mocno przywiązali się do przytulania pięciu stówek co miesiąc; co więcej – niektórzy uznali, że ich marzenia o posiadaniu więcej niż jednego dziecka wreszcie mogą się urzeczywistnić bez popadnięcia w skrajną nędzę.
Z takim to wyzwaniem przyszło zmierzyć się opozycyjnym przywódcom, a przyjętą przez nich taktykę można opisać dwojako:
1/ „klin klinem” czyli to samo co
przeciwnicy tylko jeszcze więcej lub
2/ czyli, jak mówi indiańskie przysłowie:
„Jeśli
nie możesz ich pokonać, przyłącz się do nich”.
W rezultacie mamy karuzelę
obietnic, z których następne przeczą poprzednim. Zaczęło się od deklaracji przewodniczącego PO G. Schetyny, który
nie ograniczał się i obiecał bez kozery pińcet na każde dziecko. Również to
pierwsze. Żeby naprawić panującą niesprawiedliwość, zapowiedział odebranie
dzieciom z bogatszych rodzin.
Szkopuł w tym, że jednocześnie zadeklarował, że „program powinien być dedykowany do rodzin, w których rodzic lub jeden z rodziców jest aktywny zawodowo lub poszukuje pracy. No i klops! Samotna wdowa z trójką dzieci, dotąd „niepracująca”, aby dostać pieniądze na dzieci, musi co najmniej aktywnie poszukiwać pracy. A cóż to znaczy: AKTYWNIE? Kto to ma weryfikować? Zwłaszcza - czy zarejestrowanie się w Urzędzie Pracy oznacza aktywne poszukiwanie pracy? Każdy kto miał do czynienia z tym urzędem wie, że to oksymoron.
Szkopuł w tym, że jednocześnie zadeklarował, że „program powinien być dedykowany do rodzin, w których rodzic lub jeden z rodziców jest aktywny zawodowo lub poszukuje pracy. No i klops! Samotna wdowa z trójką dzieci, dotąd „niepracująca”, aby dostać pieniądze na dzieci, musi co najmniej aktywnie poszukiwać pracy. A cóż to znaczy: AKTYWNIE? Kto to ma weryfikować? Zwłaszcza - czy zarejestrowanie się w Urzędzie Pracy oznacza aktywne poszukiwanie pracy? Każdy kto miał do czynienia z tym urzędem wie, że to oksymoron.
Następnie śmiały program przewodniczącego partii twórczo rozwinął
przewodniczący klubu parlamentarnego PO S. Neuman. A nawet można zaryzykować
stwierdzenie, że popłynął na całego: "chcemy, żeby wypłata tego świadczenia była powiązana z pracą, co oznacza, że w rodzinie dwuosobowej jedna osoba pracuje lub poszukuje pracy". W rodzinie dwuoosobowej! Logicznie biorąc, oznacza to objęcie programem par bezdzietnych, które dowiodą,
że aktywnie starają się o potomstwo (?). Bo takim sobkom, co dzieci nie chcą, choćby nawet oboje pracowali, to chyba 500+ się nie należy? Kto wie?
Nawiasem mówić, po co tak się ograniczać? Poszłabym dalej i uwzględniła singli, aktywnie poszukujących drugiej połówki celem spłodzenia potomstwa.
Uruchamiam wyobraźnię i widzę powołane przez partię komisje robotniczo-chłopskie chodzące od domu do domu i sprawdzające, na ile aktywnie te pary bezdzietne się starają. Rozumiem, że wykluczeni będą stosujący antykoncepcję (co z kalendarzykiem małżeńskim?). A może chodzi o to, że załapią się tylko korzystający z in vitro? Wiele pytań, zero odpowiedzi.
Osinowy kołek prosto w serce wbił partyjnym towarzyszom były minister finansów J. Rostowski, który dowodzi, że w latach następujących bezpośrednio po złotych latach rządów poprzedniej ekipy pieniędzy na 500+ nie było. Teraz zaś już są! Co więcej – wszystko wskazuje na to, że będą również w przyszłości. Tym samym zaprzecza słowom byłej premier i byłej szefowej partii E. Kopacz, która twierdzi, że pieniądze były, bo zostały wypracowane przez jej rząd. Teraz zaś finanse publiczne zmierzają ku kompletnej ruinie. Jak w tej sytuacji zamierzają rozszerzyć program – nie powiedziała.
Takie to gry i zabawy prezentują znudzonej
publiczności prominentni politycy PO. (O prominentnych politykach innych opcji litosciwie zmilczę).Nawiasem mówić, po co tak się ograniczać? Poszłabym dalej i uwzględniła singli, aktywnie poszukujących drugiej połówki celem spłodzenia potomstwa.
Uruchamiam wyobraźnię i widzę powołane przez partię komisje robotniczo-chłopskie chodzące od domu do domu i sprawdzające, na ile aktywnie te pary bezdzietne się starają. Rozumiem, że wykluczeni będą stosujący antykoncepcję (co z kalendarzykiem małżeńskim?). A może chodzi o to, że załapią się tylko korzystający z in vitro? Wiele pytań, zero odpowiedzi.
Osinowy kołek prosto w serce wbił partyjnym towarzyszom były minister finansów J. Rostowski, który dowodzi, że w latach następujących bezpośrednio po złotych latach rządów poprzedniej ekipy pieniędzy na 500+ nie było. Teraz zaś już są! Co więcej – wszystko wskazuje na to, że będą również w przyszłości. Tym samym zaprzecza słowom byłej premier i byłej szefowej partii E. Kopacz, która twierdzi, że pieniądze były, bo zostały wypracowane przez jej rząd. Teraz zaś finanse publiczne zmierzają ku kompletnej ruinie. Jak w tej sytuacji zamierzają rozszerzyć program – nie powiedziała.
Miotają się od prawa do lewa, obijając o ściany, a tymczasem 500+ to temat najłatwiejszy do ogarnięcia. W odwodzie czekają prawdziwe petardy w postaci przedłużenia wieku emerytalnego, przyjmowania (bądź nie) imigrantów, likwidacji CBA, ale o tym, gdy cdn...
Wszystkim ciekawym, dlaczego aktywność opozycji nazwałam danse macabre, wyjaśniam – zakiwać się można na śmierć.
ilustr.
W tekście pominięto najbardziej kuriozalną wypowiedź ostatnich dni, autorstwa posła S. Nitrasa: "Będziemy pilnować, żeby matka nie zwalniała się z pracy np. tylko dlatego, że dostała pieniądze z 500+ (...) Stworzymy taki system”. To jest dopiero wyzwanie – stworzyć system kontroli (?), weryfikacji (?) kobiet zwalniających się z pracy. Jak już go stworzą, będą inwigilować baby, czy im się w głowach nie przewraca od nadmiaru pieniędzy.
OdpowiedzUsuńDziękuję za przypomnienie; poseł Nitras zakasował obu swoich szefów!
OdpowiedzUsuń