21. lut, 2017
Tytuł apelu brzmiał słabo: ”Wzywamy do zaniechania planów niszczenia wymiaru sprawiedliwości”. No nic, pierwsze koty za płoty. Jednak im dalej w las, tym było gorzej. „Uchwalenie powyższych zmian oznacza faktyczną i prawną likwidację niezależnego sądownictwa w Polsce. Dorobek dwudziestu sześciu lat wolnej Polski zostanie zlikwidowany w imię partykularnych interesów jednej opcji politycznej”. I dalej w tym tonie.
Hm... Przyjrzyjmy się zatem bliżej owemu „dorobkowi”. Jeśli chodzi o liczbę sędziów na 1000 mieszkańców oraz nakłady z budżetu na wymiar sprawiedliwości, sytuujemy się w ścisłej czołówce europejskiej. Jednocześnie wiedziemy absolutnie niezagrożony prymat wśród członków UE w przewlekłości postępowania oraz ilości skarg wniesionych przed Europejski Trybunał Praw Człowieka. Jeżeli takiego „dorobku” mam bronić - dziękuję, postoję.
Zdumiewa naiwna wiara obrońców „niezależności’ wymiaru sprawiedliwości, że to co jest dobre dla sędziów i prokuratorów jest dobre dla społeczeństwa. Polacy oczywiście mają swoje zdanie na ten temat; ostatnie badania CBOS wskazują, że dobrze polską Temidę ocenia 28 proc. akietowanych, a ledwie 22 proc. twierdzi, że „sędziowie orzekają niezawiśle zawsze lub w większości spraw...". Boże mój, tego mamy bronić?!
Obrońcy status quo lamentują, że straszliwym zamachem na niezależność wymiaru sprawiedliwości jest m.in. wprowadzenie jawnych oświadczeń majątkowych sędziów i prokuratorów oraz - zwłaszcza - reforma Krajowej Rady Sądownictwa, czyli coś co społeczeństwu jest absolutnie obojętne! Dla przeciętnego Polaka KRS jest równie egzotyczna i daleka co plamy na Słońcu i mniej więcej w tym samym stopniu interesuje go sposób wybierania jej członków. Nie ośmieszajcie się zatem samozwańczy obrońcy systemu tzw. sprawiedliwości, bo wychodzi na to, że kompletnie nie wiecie komu wymiar sprawiedliwości ma służyć i dla czyjego dobra ma zostać zreformowany! Obrona rozwiązań, które od dziesięcioleci działają źle i z każdym rokiem gorzej, jest nie tylko szkodliwa społecznie ale wręcz naganna moralnie. Kto ma wątpliwości, niechaj zafunduje sobie obejrzenie transmisji obrad sejmowej komisji śledczej ws Amber Gold (w tym tygodniu zapowiada się szczególnie ciekawie) a pozbędzie się złudzeń. Muszę was tylko ostrzec, że jest to spektakl dla osób o mocnych nerwach.
Oczywiście, rozwiązania wprowadzane przez ministra Ziobro zbliżają nas tylko minimalnie do poprawy sytuacji, jednak jest to krok w dobrym kierunku. Wielka szkoda, że zacietrzewienie polityków opozycji i przedstawicieli sądownictwa nie pozwala tego dostrzec, a nawet włączyć się w prace nad gruntowną reformą, która jest niezbędna, jeśli ma przywrócić zaufanie społeczeństwa do wymiaru sprawiedliwości. Żadne petycje tego nie załatwią!
A co by się stało, gdyby spojrzeć na zapowiadaną reformę z wyższego poziomu ogólności? Wówczas należałoby wyrzucić do kosza argument o łamaniu „świętej” monteskiuszowskiej zasady trójpodziału władz. No cóż, jestem przekonana, że gdyby tak de Montesquieu mógł powstać z grobu i zobaczyć, jak jego idea realizowana jest w praktyce w kraju nad Wisłą... zapłakałby rzewnie.
W teorii władze ustawodawcza, wykonawcza i sądownicza jako niezależne od siebie miały się nawzajem ograniczać i kontrolować. Tymczasem ustrój Polski od czasu uchwalenia konstytucji 1997 roku stanowi jakąś dziwaczną hybrydę, gdzie po pierwsze - nie ma wyraźnego rozdzielenia władz, po drugie - brakuje skutecznych instrumentów wzajemnej ich kontroli, a po trzecie - każda z nich istnieje i działa w interesie własnym, a nie dla dobra społeczeństwa. Tym samym od 30 lat skazani jesteśmy na majstrowanie przy pojedynczych elementach ustrojowych, tracąc z oczu całość czyli państwo - zorganizowane dla suwerena i w interesie suwerena działające. I tak będzie, dopóki nowa konstytucja tego nie zmieni. Oby jak najprędzej!
Komentarze
Prześlij komentarz