24. sty, 2017
Raptus o niewyparzonym języku, nie skrywający uczuć i poglądów za parawanem poprawności politycznej. Kobieciarze w Białym Domu bywali i wcześniej, ale żaden nie wywołał zbiorowej histerii, choć jeden był już blisko impeachmentu.
Wybór supersamca najboleśniej odebrały feministki, kobiety wyzwolone, znające swoją wartość i nie wahające się jej użyć. Jak przypuszczam, szczególnie upokorzona i zawiedziona poczuła się Madonna, która nie tak dawno publicznie ślubowała dosyć niewyrafinowaną usługę seksualną każdemu, kto zagłosuje na kobietę w spodniach - Hillary Clinton. Gdyby komuś umknęła ta obietnica przypomnę, że robienie dokładnie tego samego Amerykanom wyrzucał polskiej klasie politycznej jej niegdysiejszy minister od zagranicy Radek Sikorski. Swoją drogą ciekawe - dlaczego świadczenie owej „łaski” przez Polaków uznane zostało za niegodne, ośmieszające i haniebne, a ta sama usługa oferowana przez amerykańską artystkę – wprost przeciwnie?
Tak czy owak wdzięki szansonistki, której występy nie były w stanie zapełnić nawet widowni Stadionu Narodowego, widocznie nie skusiły wielu amatorów, a może inne względy zadecydowały, że żona „Billa od cygara” przegrała.
Feministki z całego świata natychmiast, jak to mają we zwyczaju, wyszły na ulicę, aby zaprotestować przeciwko upodmiotowieniu kobiet, uczynieniu z nich obiektu seksualnego i co tam jeszcze Trumpowi przypisały.
Świat wstrzymał oddech podziwiając liczebność, inwencję i zaangażowanie pań w różnym wieku, o różnym kolorze skóry, które jednoczyła jedna idea: pokazać, że nie są głupimi, pustymi lalami, tematem niewybrednych seksistowskich żartów. I dlatego wyszły na ulice Waszyngtonu, gdzie śpiewały i pląsały przebrane za [EXCUSEZ-MOI!] cipki.
Komentarze
Prześlij komentarz